Stajnia Treningowa SZINUK 
tel: 602-372-880, 696-660-397, e-mail: st.szinuk@gmail.com
Materiał filmowy i fotograficzny zamieszczony na stronie nie może być wykorzystywany i przetwarzany przez osoby trzecie.
© SZINUK 2016

powrót do "ARTYKUŁY"

Małgorzata Maciejewska

KOŃ POLSKI 2/2014

PIERWSZE SIODŁANIE

 

W mojej pracy przyjmuję założenie, że gdyby koń na którego siadam po raz pierwszy zaczął buntować się pode mną oznaczałoby to, że nie wykonałam dobrze mojego zadania, popełniłam gdzieś błąd. Aby zwierzak spokojnie zaakceptował mnie na swoim grzbiecie musi on być spokojny, ufny i otwarty na współpracę oraz zostać odczulony tak, by akceptował zarówno dotyk ręki jak i innych przedmiotów na swoim ciele. W świetle tego prawidłowe pierwsze siodłanie stanowi bardzo ważny element przyszłej pracy. Dodatkowo bardzo przydatnym jest by koń znał „stój” i umiał pozostać w jednym miejscu przez dłuższą chwilę.


Kwestią budowy otwartej, spokojnej relacji na roundpenie zajmowałam się w poprzednim artykule. Warto tu także dodać kilka słów na temat długości jednej sesji treningu – ja staram się, by moi podopieczni opuszczali lonżownik niewymęczeni, z poczuciem „o, jakie to było proste!”. Myślę, że warto wymagać nie za dużo, aby nie zburzyć w koniu chęci do zabawy: jak małe dziecko w szkole zwierzak dopiero musi nauczyć się koncentrować, a przeciążenie jego uwagi może spowodować jego niechętny stosunek do pracy, co ciężko później odrobić. Po co się spieszyć: przecież w perspektywie mamy wiele lat jego zawodowej kariery jako wierzchowca, a podstawy, których się nauczy wpłyną na jej całokształt i późniejsze dobre życie, jakie jest udziałem dobrze ułożonych koni.


O odczulaniu także wspominałam w poprzednich artykułach, ale myślę że warto poświęcić temu tematowi kilka akapitów. Dla potrzeb niniejszego tekstu podzieliłabym odczulanie na dwa etapy: etap pierwszy związany jest bezpośrednio z planowanym siodłaniem konia. We wcześniejszej fazie szkolenia sprawdzam wrażliwe miejsca na ciele konia i staram się stopniowo dotykiem zniwelować nerwowe reakcje zwierzęcia. Potem dotykam je np. zwiniętą w kłębek folią czy kawałkiem tkaniny, którym operuję coraz bardziej stanowczo doprowadzając do momentu kiedy koń bez obawy akceptuje oklepywanie potnikiem, czy przerzucenie derki przez jego grzbiet. Cały czas myślę o tym, jakie ruchy towarzyszą siodłaniu – a jest to m.in. przerzucenie przez grzbiet siodła. Moim celem jest by koń nie kojarzył gwałtownych manewrów przedmiotami wokół jego ciała z przejawem agresji wobec niego. 


Drugi etap odczulania to odczulanie na przeszkody wokół konia i pod jego nogami: może to być płachta brezentowa ułożona na ziemi, kałuża, drągi, pachołki – co nam wyobraźnia podpowie. Im więcej takich przeszkód „przerobimy” w warunkach laboratoryjnych – czyli na roundpenie czy ujeżdżalni – tym większą mamy pewność, że unikniemy niebezpiecznych sytuacji, gdy nasz podopieczny zacznie swoją pracę pod siodłem. Warto tę fazę szkolenia zacząć, kiedy koń pracuje swobodnie bez siodła, i kontynuować ją pracując w ręku z osiodłanym koniem, a także w samym siodle – oczywiście zachowując logiczną kolejność tych działań. Pokonywanie przeszkody w siodle dobrze jest poprzedzić sprawdzeniem, czy koń potrafi sprostać zadaniu prowadzony z ziemi. Pozwala to na zachowanie zasad bhp; ponadto, a może nawet przede wszystkim, dla początkującego wierzchowca wymaganie pokonania przeszkody, kiedy otrzymuje on kaskadę informacji, ze strony jeźdźca, niekoniecznie rozumie czego od niego oczekujemy, lub co gorsza się boi - może zburzyć zaufanie pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem. Przyjemną i prostą formą odczulania jest także spacer z koniem w ręku, kiedy może on obserwować zmieniające się otoczenie w towarzystwie swojego przewodnika – człowieka. Trzeba tutaj jednak pamiętać o zasadzie, że zwierzak ma podążać ZA nami i bezwzględnie tego przestrzegać. Warto też zachować czujność, aby uniknąć potrącenia przez przestraszone lub niesubordynowane zwierzę.


Komenda „stój” bardzo przydaje się w wielu sytuacjach. Tak naprawdę wprowadzam ją niemal od samego początku -  od momentu, kiedy nawiążę kontakt ze zwierzęciem. Najpierw zatrzymuję konia na roundpenie równoważąc odpowiednio pomoce napędzające i hamujące (tak, by powstrzymać go od ruchu naprzód, jak i od zwrotu w przeciwnym kierunku) i powtarzam komendę. Potem podczas pracy bezpośredniej, z koniem na uwiązie, linie, czy lonży zatrzymuję zwierzę, mówię „stój” (kojarzy ono to słowo z poprzedniego etapu szkolenia), a w momencie próby ruchu w dowolną stronę cofam konia do pozycji wyjściowej, konsekwentnie, aż będę miała pewność, że koń rozumie o co mi chodzi. Często robię sobie mały test: kładę lonżę lub linę na ziemi odwracam się przodem do konia i cofam; kiedy zwierzak próbuje podążyć za mną mówię „stój”, a jeśli nie zareaguje i ruszy w moją stronę odsyłam go do „punktu startowego”. Na ogół już po kilku próbach konie rozumieją o co mi chodzi, następuje fantastyczny moment pełnego skupienia zwierzęcia na mojej osobie – czuję, że naprawdę mamy ze sobą kontakt.


Siodło po raz pierwszy zakładam na roundpenie, zanim to jednak uczynię rozkładam sobie na elementy ten ruch i będę wprowadzała je w miarę możliwości osobno. Element zarzucenia przedmiotu na grzbiet mam już wstępnie opracowany podczas odczulania; teraz biorę lekkie sportowe siodło (głównie dla własnej wygody), odpinam od niego popręg i strzemiona. Pozwalam koniowi obwąchać je, opukuję siodłem łopatkę zwierzęcia i umieszczam je na grzbiecie. W zależności od wrażliwości konia często na tym kończę pierwszą sesję siodłania. Kiedy rozluźniony i spokojny akceptuje ten ruch niemal nie zwracając na niego uwagi poruszam siodłem na grzbiecie, podnoszę je i lekko opuszczam, dopóki zwierzak bez sprzeciwu pozwoli sobie śmiałym, obszernym ruchem zarzucić przedmiot na grzbiet – element pierwszy opanowany.


Drugim elementem jest fakt opasania klatki piersiowej konia przez popręg. Tym razem używam najpierw liny czekając, aż koń zaakceptuje owinięcie nią swojej kłody, a następnie ober gurtu, który lekko zapinam i pozwalam się poruszać zwierzęciu swobodnie na roundpenie, aby mógł się przyzwyczaić do nowej sytuacji i sprawdzić, że nie jest ona dla niego groźna. Kiedy koń bez problemu i lęku porusza się w obergurcie akceptując także swobodne przerzucanie pasa przez grzbiet wraz z brzękiem klamer i naciskiem podczas zapinania mogę połączyć dwa powyższe elementy i założyć siodło razem z popręgiem. 


W ostatniej kolejności dopinam strzemiona i najpierw opukuję boki zwierzaka, tak, żeby nie był zaskoczony ich obecnością. Następnie puszczam konia swobodnie na roundpenie: dążę do tego, by szedł stępem, bynajmniej nie pędzę go galopem. Kiedy zagalopuje samoistnie uspokajam go i zachęcam do stępa. Moim celem jest, by koń zrozumiał, że w stępie jest jednak najbardziej komfortowo, że nie warto uciekać przed przyczepionym do jego grzbietu trzeszczącym przedmiotem, a strzemiona kołyszą się minimalnie. Dopiero gdy zwierzę w pełni rozluźni się w stępie skłaniam go do kłusa i ewentualnie galopu. W ten sposób staram się niwelować odruch ucieczki u konia, kodując go, że im jest spokojniejszy tym łatwiej jest mu opanować sytuację – dla mnie podstawa bhp w dalszej pracy.
Cały ten proces wygląda na skomplikowany i czasochłonny: bynajmniej. Przy dobrej podstawie zrobionej na roundpenie spokojne przyjęcie siodła przez konia tą metodą zajmuje mi maksymalnie tydzień. Dużo? Chyba nie, zważywszy, że potem konie stoją jak wmurowane nawet przy zarzucaniu z rozmachem ciężkiej westernowej kulbaki, czy jakiegokolwiek innego sprzętu. Poza tym takie podejście owocuje w dalszej pracy, gdyż zwierzę z dużo większym zaufaniem akceptuje wsiadanie i inne operacje wokół jego grzbietu. Przede wszystkim zaś przyświeca mi fakt, że nawet jeśli poświęcę temu etapowi tydzień, nawet dwa czy trzy tygodnie w cięższych przypadkach, stworzę trwały element wyszkolenia konia, który zapewni jeźdźcowi bezpieczeństwo przy obsłudze zwierzęcia, a temu ostatniemu spokój i komfort pracy na wiele lat jego kariery pod siodłem.

Powrót do strony głównej